sobota, 4 maja 2013

Napoleonka na słonych krakersach


Kolejna blogerka jest mało słowna. Miało być ciasto z zielonym kremem agrestowym, a tu napoleonka. W dodatku nie tydzień, a dwa tygodnie później! Fe - nieładnie.
Co o samym cieście? Szybkie, smaczne i pewnie bardzo kaloryczne :) 
(Przepis zaczerpnięty z COOLinarnej strefy)

Składniki:
3 szkl. mleka
2 żółtka
niecałe pół szklanki cukru
2 łyżki cukru waniliowego
3 łyżki mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
pół kostki masła
1 budyń waniliowy lub śmietankowy
ekstrakt waniliowy (1,5 łyżki)
1,5 paczki słonych krakersów

Do miski wlewamy szklankę mleka, wbijamy żółtka, wsypujemy mąki i budyń i dokładnie mieszamy. W międzyczasie można już zagotować pozostałe 2 szklanki mleka z cukrem i cukrem waniliowym. Kiedy mleko już się gotuje, wlewamy masę budyniową (cały czas mieszając), dodajemy ekstrakt waniliowy (nie aromat!) i masło. Gotujemy do rozpuszczenia cukru i masła.
Lekko studzimy. W tym czasie układamy na dnie foremki krakersy. Wylewamy na nie lekko przestudzoną masę budyniową, układamy kolejną warstwę krakersów.
Kiedy masa zupełnie wystygnie, posypujemy całość cukrem pudrem i wkładamy ciasto do lodówki na co najmniej 3-4 godziny.
Smacznego!

środa, 17 kwietnia 2013

Jajka faszerowane

Kiedy w święta ogarnęło mnie taaaakie wielkie lenistwo, przez które zapomniałam o wrzuceniu tu wielkanocnych przepisów, myślałam, że będę z nimi musiała czekać do przyszłego roku. Pascha - no jeszcze, bo można podciągnąć pod sernik na zimno, gorzej z jajkami. I już nawet "zakopałam" zdjęcia w specjalnym folderze... A tu proszę: akcja "Przekąski na jeden kęs"!
Na jeden kęs, proponuję Wam więc faszerowane jajka. Dobre na Wielkanoc, ale również na imieniny cioci Krysi albo inną imprezę, na której się je. Są szybkie i banalnie proste w przygotowaniu, a farsz jest tak pyszny, że można go potraktować jako pastę kanapkową. Żeby białka się nie zmarnowały, wystarczy pokroić je w kostkę i dorzucić do farszopasty.

Składniki:
1 małe opakowanie pasty z łososia (np. Lisner albo taka biedronkowa)
szczypiorek
3 jajka ugotowane na twardo
ewentualnie kilka suszonych pomidorów (na zdjęciach jest akurat wersja bez nich)

Jajka kroimy na pół (najlepiej wzdłuż) i wydłubujemy żółtko. Mieszamy je z pastą z łososia, następnie dodajemy posiekany szczypiorek i pokrojone w kostkę suszone pomidory.
Tak przygotowanym farszem nadziewamy białka.

Smacznego!

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Tort wiśniowy z musem czekoladowym

Ciasto powstało ot tak. Chciałam wypróbować barwniki spożywcze (na przyszłość: sypać więcej!) i miałam niesamowitą ochotę na coś z bitą śmietaną. 
Jako że torty bez czekolady są bardzo smutne, nie mogło jej zabraknąć. Zresztą dopiero co mieliśmy dzień czekolady! Plan nr 1 zakładał przygotowanie czekoladowego biszkoptu z zielonym kremem agrestowym (plan ten wciąż jest bardzo kuszący, więc już chyba wiecie, co upiekę za tydzień ;) ). Ale kiedy już prawie się zdecydowałam, spojrzała na mnie zalotnie butelka z nalewką wiśniową. I sami rozumiecie...

Składniki na ciasto:
5 jajek
3/4 szkl cukru
1 szkl mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
barwnik spożywczy
dżem (np. wiśniowy)
coś do nasączenia (u mnie sok wiśniowy z 4 łyżkami wiśniówki)

Jajka utrzeć z cukrem, powoli dodawać mąkę, proszek i barwnik spożywczy (w żelu lub w proszku).
Piec ok. 25-30 min w temp. 180°C.

Składniki na krem:
330 ml słodkiej śmietanki (min 30%)
łyżka cukru pudru
tabliczka gorzkiej czekolady

Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej, lekko przestudzić.
Schłodzoną śmietanę kremówkę ubić na sztywno. Pod koniec ubijania dodać cukier puder. Na koniec, cały czas miksując dodać lekko przestudzoną czekoladę.

Przestudzony biszkopt przekroić na dwa blaty. Nasączyć ciasto *czym tam chcecie*, posmarować dżemem, na to nałożyć krem, przykryć drugim blatem i powtórzyć wszystkie czynności.

Smacznego!

sobota, 6 kwietnia 2013

Pascha (albo po prostu smaczny sernik na zimno)


Podobno pascha pochodzi ze wschodu (Rosja, Ukraina) i podobno jest smakołykiem typowo wielkanocnym. U mnie w domu nigdy się jej nie przyrządzało i kiedy zrobiłam ją pierwszy raz, stwierdziłam, że to po prostu bardzo smaczny sernik na zimno.
Tradycyjnie dodaje się do niej dużo bakalii. Skoro jednak pascha to właściwie tylko sernik na zimno, planuję eksperymenty typowo sernikowe: następna będzie czekoladowa, kolejna owocowa. Tym razem jeszcze klasycznie ;)

Składniki:
500g twarogu półtłustego
3 żółtka
2/3 szklanki cukru
2 łyżeczki cukru waniliowego
130ml słodkiej śmietanki
130g masła
bakalie (nie wiem ile - trochę tego, trochę tamtego, a potem jeszcze odrobinkę) - u mnie: rodzynki, płatki migdałów, kandyzowana skórka z pomarańczy, pokrojone w drobną kostkę suszone morele

Twaróg mielimy dwukrotnie.
Żółtka ucieramy z cukrem i cukrem waniliowym. Dalej miksując dodajemy śmietanę (uwaga! pryska i chlapie na wszystkie strony). Dalej ubijając, umieszczamy miskę nad garnkiem z gotującą się wodą i ubijamy jeszcze przez ok. 10 minut (masa powinna trochę zgęstnieć).
Następnie (już nie nad parą) dodajemy porcjami miękkie masło i zmielony ser. Na końcu dodajemy bakalie.
Na końcu wmieszać migdały, rodzynki i skórkę pomarańczową.
Masę wlewamy do miski wyłożonej ściereczką. Wstawiamy do lodówki na 12 godziny.
Po schłodzeniu przykrywamy miskę talerzem, odwracamy miskę do góry dnem, ściągamy ściereczkę i dekorujemy.

Smacznego!



wtorek, 26 marca 2013

Bułki z cebulką (pszenno-żytnie)

Po wielkim niewypale, jakim okazał się chleb na sodzie oczyszczonej miałam równie wielki niedosyt na upieczenie czegoś, z czego będzie można zrobić kanapki. Chleb na zakwasie jeszcze trochę mnie przeraża, więc padło na pieczywo na drożdżach.
W oryginalnym przepisie (www.mojewypieki.com) użyta jest tylko mąka pszenna.

Składniki (na 10 małych bułeczek):
ćwierć szklanki letniego mleka
pół łyżki cukru
1 łyżeczka soli
1,5 łyżki roztopionego masła
0,75 szklanki letniej wody
1 łyżeczka suchych drożdży
1 drobno pokrojona i podsmażona cebula (powinna się zarumienić)
2 i 1/3 szklanki mąki pszennej
2/3 szklanki mąki żytniej

Drożdże mieszamy z mąką (jeśli używacie świeżych, musicie wcześniej zrobić rozczyn). Dodajemy sól, cukier, masło, wodę, mleko i podsmażoną cebulkę.
Następnie zagniatamy ciasto (powinno być gładkie i elastyczne). W razie potrzeby można dosypać jeszcze odrobinę mąki.
Odstawiamy przykrytą ścierką miskę z ciastem w ciepłe miejsce do podwojenia objętości.
Kiedy ciasto wyrośnie, odrywamy jego kawałki i formujemy kulki, które następnie dość mocno spłaszczamy i układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Przykrywamy ścierką i odkładamy w ciepłe miejsce na kolejne pół godziny.
Piec około 20 minut w temperaturze 200ºC.

Smacznego!


piątek, 15 marca 2013

Biszkopt czekoladowy (niezniszczalny)


Biszkopt, który Wam dziś prezentuję jest Najlepszym Biszkoptem na Świecie. Nie za słodki, delikatny, błyskawiczny w przygotowaniu i co najważniejsze - nie da się go zepsuć. Serio!

Ostatnio wymyśliłam sobie tort (dla kolegi na urodziny). Miał być prosty i szybki - o 18 wróciłam do domu, a chwilę po 19 musiałam wychodzić. Ciasto wyrastało w piekarniku, krem był już zrobiony i chłodził się za oknem, makijaż prawie zrobiony... I wtedy coś mnie podkusiło, żeby wyjąć ciasto z piekarnika. Głupia, głupia, głupia! Nie sprawdziłam patyczkiem, czy jest już suche. No i klapnęło. Zapadło się! Takie ładne kółeczko. Co ja mówię! Koło! Ogromne, wielkie koło!
Co tu robić, co tu robić... Wymyśliłam, że wytnę to nieupieczone i będzie taki okrąg. Udam, że było pieczone w formie na babkę! Później, że wypełnię ten środek galaretką. No, ale przecież galaretka nie zdążyłaby stężeć. Nie myśląc już więcej (ewidentnie mi to nie szło), jeszcze raz wpakowałam ciasto do piekarnika. Na kolejny kwadrans!
Nie dość, że to, co było już upieczone się nie spaliło (!), to środek ładnie się dopiekł, dorósł do reszty ciasta, a jedyny ślad całego zamieszania był widoczny w małej jasnej (a może ciemnej?) obwódce na granicy dawnego zapadnięcia. Zasłoniłam to kremem, a zarówno jubilat jak i jego goście zajadali się pysznym tortem, niemal wyrywając sobie talerzyki z dokładkami (sic!).

Tym razem biszkopt przełożyłam kremem budyniowym, a na wierzch posmarowałam lemon curd (przepis już wkrótce). Wyszło pysznie. Zdjęcia (jak widać) po pierwszej degustacji. Nie mogłam się powstrzymać i "domalowałam" oczko ;)

Składniki:
5 jajek
3/4 szklanki cukru
szklanka mąki pszennej
3 łyżki kakao
łyżeczka proszku do pieczenia

Jajka trzeć z cukrem do białości. Powoli dodawać mąkę z proszkiem i kakao. Piec w temperaturze 180 stopni Celsjusza. W przepisie z magicznego zeszytu mam napisane, że 25 minut, ale nie bardzo temu ufam. Tym razem piekłam nieco ponad pół godziny... Najlepiej po prostu sprawdzać patyczkiem ;) 
Przełożyć jakimś smacznym kremem, wcześniej nasączając poszczególne blaty (czym tam chcecie - u mnie tym razem był to rozcieńczony sok z cytryny z wódką).
Smacznego!


czwartek, 14 marca 2013

Irlandzki chleb na sodzie oczyszczonej


Podstawową zaletą tego chleba jest czas przygotowania. I w sumie... nie wiem czy nie jedyną. No dobra - jeszcze skórka: chrupiąca i naprawdę pyszna! I jeszcze wygląd (bardzo estetyczny).
Poza tym szału nie robi (fiuuu! nie ma to jak dobra reklama :)). Za bardzo czuć sodę i sądzę, że gdyby nie spora ilość ziół byłby mało zjadliwy. Ale ma też swoich sympatyków. Zresztą podobno wszystkiego trzeba spróbować - więc czemu by nie chleba na sodzie oczyszczonej.

Składniki:
2 szklanki mąki pszennej
szklanka mąki żytniej
1,5 łyżeczki soli
niepełna łyżeczka cukru
400 ml maślanki
zioła (ja dodałam cząber i oregano)

Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni (warto pod koniec włączyć termoobieg, żeby przyrumienić skórkę).
Wsypujemy do miski mąki, sól, cukier i sodę, a na koniec wlewamy maślankę. Delikatnie mieszamy składniki, a kiedy już się połączą - chwilę wyrabiamy (ok. minutę). Formujemy okrągły bochenek, przekładamy go na blachę, nacinamy dość głęboki krzyżyk i wkładamy do rozgrzanego piekarnika.
Po 45-50 minutach powinien być już gotowy. We wszystkich przepisach piszą, że chleb jest upieczony jeśli stukając w spód słyszymy „pusty” dźwięk. Nie wiem, nie próbowałam. Pewnie tak jest :)


niedziela, 24 lutego 2013

Pasta z wędzonej makreli i suszonych pomidorów


Pasta z wędzonej makreli. Dużo lepsza, niż pasty ze sklepów! Nadaje się do kanapek i do nadziewania jaj (Wielkanoc tuż, tuż!). Prosta w wykonaniu bardo zdrowa:
Makrela zawiera witaminy A, D i E, a także fosfor, potas, jod i kwasy tłuszczowe omega-3, które zmniejszają ryzyko zawałów, spowalniają starzenie się komórek, podobno mają też działanie przeciwnowotworowe.
Szczypiorek z kolei pobudza apetyt i ułatwia trawieniem a przy tym zawiera karoten, kwas foliowy, witaminy C, B1, B2, a także potas, sód, wapń, magnez i fosfor.
Suszone pomidory zawierają natomiast: antyutleniacze przeciwdziałające nowotworom, witaminę A, C, K, witaminy z grupy B, cynk, fosfor, magnez, żelazo i kwas foliowy.

Na zdjęciach pasta w wersji bez jajek, ale z nimi jest chyba smaczniejsza. 



Składniki:

300 g wędzonej makreli
pół słoiczka suszonych pomidorów
szczypiorek
śmietana
opcjonalnie: jajko ugotowane na twardo

Przygotowanie:
Makrelę obieramy ze skóry i usuwamy ości. Pomidory (i jajko) kroimy w kostkę. Kroimy szczypiorek i wrzucamy wszystkie składniki do jednej miski. Mieszamy, dodając odrobinę śmietany (dla poprawy konsystencji - jeśli robicie pastę z jajkiem, będzie to łyżka-dwie; bez jajka - trochę więcej) i dwie łyżeczki oleju ze słoiczka z pomidorami.

Pasty nie trzeba doprawiać! Wszystkie składniki same w sobie mają dość intensywny smak.

Smacznego!


sobota, 23 lutego 2013

Penne z cukinią i suszonymi pomidorami


Dziś kolejny szybki obiad :) Pomysł zapożyczony od mojej współlokatorki Dorotki. W wykonaniu bardzo szybki, banalnie prosty, a przy tym smaczny i może nawet trochę zdrowy.

Składniki:
średniej wielkości cukinia
pół słoiczka suszonych pomidorów
1/3 paczki makaronu
sól, pieprz, bazylia

Przygotowanie:
Najpierw gotujemy makaron. W czasie kiedy się gotuje, kroimy cukinię w kostkę i wrzucamy na patelnię polaną olejem ze słoiczka z pomidorami. 
Kiedy makaron się gotuje, a cukinia smaży, kroimy w kostkę (dość dużą) suszone pomidory, które następnie dorzucamy do cukinii, przyprawiamy i jeszcze przez chwilę wszystko smażymy.
Odcedzamy makaron, wrzucamy go na patelnię z warzywami, mieszamy, ewentualnie jeszcze doprawiamy.

Smacznego!




wtorek, 12 lutego 2013

Ciasteczka korzenne



Tym razem coś naprawdę szybkiego. Ciastka nie wymagają ani dużo czasu, ani specjalnych umiejętności. W sam raz, kiedy nagle okazuje się, że zaraz będą goście. I jeżeli ich nie spalicie, to nie sądzę, żeby dało się je w jakikolwiek sposób zepsuć.

Składniki (nie liczyłam, więc nie wiem na ile. Duży talerz i jeszcze taki średni ;))
120 g margaryny
2/3 szklanki golden syrupu
3 łyżki brązowego cukru
3 łyżki białego cukru
2 i 1/5 szklanki mąki pszennej
łyżeczka sody oczyszczonej
łyżeczka proszku do pieczenia
5 łyżeczek cynamonu
niepełna łyżeczka imbiru
trochę kakao (sypię zawsze "na oko" - sądzę, że mogą to być 2-3 łyżki)

Przygotowanie:
W małym garnuszku roztopić masło, golden syrup, cukry. Wymieszać, lekko przestudzić, ale mieszanka może pozostać ciepła.
W misce wymieszać mąkę z proszkiem, sodą i cynamonem. Dodać ciepłą mieszankę z garnka.
Małą łyżeczką nabierać porcje ciasta i nakładać je na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, zachowując dość spore odstępy. Możecie najpierw uformować kulki, które później spłaszczycie, ale ciasto jest dość klejące - dużo łatwiej uporać się z jego formowaniem, kiedy jest już na blasze. Widelcem odcisnąć wzorek.
Piec w temperaturze 220ºC przez około 10 minut. Ciasteczka są wtedy miękkie, ale bardzo łatwo je spalić, więc nie pieczcie ich dłużej! Kilka minut po wyjęciu z piekarnika będą już twarde.

Najlepiej zaczekać z jedzeniem jeszcze godzinę albo dwie, aż zmiękną. (Jadalne są już wcześniej.)

Smacznego!


czwartek, 7 lutego 2013

Pączki z dziurką, ale bez dziurki


Czołem w Tłusty Czwartek. Albo jak mawiał kiedyś (a może wciąż mawia?) mój kolega Michał: "Międzynarodowy Dzień Karmienia Misia". Życzę Wam w tym dniu wszystkiego, co najsłodsze i najpyszniejsze. Jeśli jeszcze nie zrobiliście pączków - do wieczora zdążycie! ;)
Przepis, który Wam dziś zaprezentuję, to wariacja na temat pączków z dziurką (doughnuts). Takich, jakie jada Homer Simpson i wszyscy amerykańscy gliniarze. A właściwie, to wcale nie takich, bo z kremem. 
Przepis na ciasto zaczerpnięty ze strony www.mojewypieki.com.

Składniki na ok. 50-60 pączków:

5 szklanek mąki pszennej
2 opakowania drożdży suchych
2 duże jajka
1,5 szklanki letniego mleka
1/4 szklanki letniej wody
pół szklanki drobnego cukru do wypieków
pół łyżeczki soli
100 g roztopionego masła
2 łyżki rumu, wódki lub ekstraktu z wanilii (nie aromatu!)

Przygotowanie:

Mąkę pszenną przesiać, wymieszać z suchymi drożdżami. Dodać pozostałe składniki (oprócz masła) i wyrobić, pod koniec dodając rozpuszczony tłuszcz. Wyrabiać przez kilka minut mikserem (możecie to zrobić ręcznie, ale polecam mikser z hakiem do ciasta drożdżowego, bo strasznie się klei, a nie powinniście dosypywać zbyt dużo mąki), aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Wyrobione ciasto uformować w kulę, włożyć do oprószonej mąką miski, przykryć i odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (1 - 1,5 h).

Po tym czasie ciasto wyjąć na oprószony mąką blat. Rozwałkować na grubość około 1 cm i szklanką o średnicy około 7 cm wykrawać kółka, następnie mniejszą okrągłą foremką wykrawać dziurki. Odkładać je na blaszkę oprószoną mąką do podwojenia objętości (na około 30 minut). 

Po wyrośnięciu smażyć pączki w głębokim oleju rozgrzanym do temperatury 175ºC, z każdej strony, do złotego koloru. Temperatura oleju nie powinna być zbyt wysoka, ponieważ pączki szybko zbrązowieją od zewnątrz, a w środku będą surowe. Po usmażeniu odkładać do odsączenia na ręczniki papierowe. Jeszcze ciepłe lukrować. Można polać roztopioną czekoladą, można posypać posypką - co Wam przyjdzie do głowy :)

Krem:

4 żółtka
1/4 szkl. g drobnego cukru
3 łyżki mąki pszennej
200 ml mleka
nasionka z 1 laski wanilii


Żółtka i cukier utrzeć do białości i puszystości. Dodać 50 ml mleka, mąkę, wanilię i zmiksować.
Resztę mleka zagotować. Na wrzące mleko wlać masę żółtkową i gotować, mieszając często, jak budyń, do zgęstnienia.
Przestudziwszy lekko krem, napełniać nim dziurki w pączkach.

Smacznego!

czwartek, 31 stycznia 2013

Spaghetti bolognese (hipernaturalne)



Spaghetti z sosem bolońskim. Ile ludzi - tyle przepisów. Ja sama przez wiele lat zalewałam podsmażone mięso, cebulę i pieczarki sosem/fixem z torebki. Było to rozwiązanie szybkie i smaczne.
Od kiedy jednak dowiedziałam się, że jestem wariatką, która najchętniej żarłaby plastik (sic!), postanowiłam zmienić swój paskudny zwyczaj i robić Prawdziwe Spaghetti Bolognese - bez konserwantów, barwników i innych tajemniczych proszków.

Składniki (porcja na 2-3 osoby):
- 300 g mięsa mielonego z łopatki  (żrący plastik mogą kupić "gotowe" mielone z marketu; bardziej wybredni niech kupią kawałek łopatki i samodzielnie go zmielą, a ci hipernaturalni mogą samodzielnie upolować świnię)
- 1 duża cebula (najlepiej wyhodowana we własnym ogródku, chociaż plastikożercy mogą zadowolić się cebulą z marketu - formę pośrednią stanowi tu warzywniak)
- 2 marchewki (j.w.)
- 200 g pieczarek (j.w.)
- 4 ząbki czosnku (j.w.)
- puszka pomidorów bez skórki (tak, wiem: można wyhodować swoje pomidory, sparzyć je, zgnieść i zrobić z nich sos)
- pół szklanki mleka (jeśli na korytarzu nie trzymacie krowy, albo czujecie, że mleko od krowy śmierdzi, to nie krępujcie się i śmiało korzystajcie ze sklepowych dobrodziejstw)
- pół paczki makaronu spaghetti (jeśli umiecie i chcecie, to zróbcie sami, koniecznie używając jajek od uśmiechniętych kur i własnoręcznie zmielonej mąki - ja nie umiem)
- przyprawy: sól, pieprz, papryka (słodka/ostra), bazylia, oregano (świeże zioła mile widziane)
- olej
- tarty żółty ser do posypania

Przygotowanie:
Zakładam, że macie już wszystkie składniki. Wyhodowana świnka już się wyhodowała i ubiła, mięso zmieliło, marchewka urosła itd. :)
Mięso podsmażamy z cebulką na niewielkiej ilości oleju. Dodajemy marchewkę (startą na tarce z grubymi oczkami) i dalej smażymy. Następnie dorzucamy pokrojone pieczarki i czosnek.
Kiedy wszystkie hiper-naturalne składniki są już podsmażone, zalewamy je zawartością puszki (lub samodzielnie zrobionym sosem pomidorowym) i dalej smażymy (gotujemy?) na wolnym ogniu. Kiedy sos nabierze w miarę ładnej konsystencji (to znaczy, że nie wygląda już jak zupa), dolewamy mleko i dalej odparowujemy do uzyskania ładnej konsystencji.
W międzyczasie gotujemy makaron. Odcedzamy (nie hartujemy go zimną wodą!) i wlewamy do garnka gotowy sos (albo hartujemy, wykładamy na talerz i polewamy sosem).

Smacznego!


poniedziałek, 28 stycznia 2013

Muffiny z żurawiną

Dotychczasowe doświadczenie blogerki - zbudowane na zawrotnej liczbie pięciu postów - pokazuje, że czytelnicy potrzebują czegoś więcej niż ładnych ciastek czy apetycznych muffinków. To, że coś pięknie się prezentuje, że ślinka cieknie na samą myśl o zjedzeniu tego czegoś... to wszystko nieważne.
100% dotychczasowych komentarzy znajduje się pod przepisem na pożywne danie śródsesyjne. Szybkie w przygotowaniu, a przy tym zawierające wszystko, czego potrzeba Waszym mózgom.
Dziś zaprezentuję Wam więc kolejny przepis z serii "Jedz z pożytkiem!":
Muffiny z żurawiną
Są proste w wykonaniu, a w dodatku zawierają:
- żurawinę: źródło witamin A (żeby ominęła Was kurza ślepota nad stertami notatek) i C (żebyście się nie rozchorowali dzień przed egzaminem), pektynów, garbników, polifenoli i antocyjanów (te ostatnie wpływają korzystnie na wzrok!); jak donoszą tajni informatorzy są też naturalnym antybiotykiem (o ile przyjemniejszym w smaku niż czosnek!)
- czekoladę: źródło magnezu, żelaza, licznych witamin i, o czym nie wszyscy wiedzą, kofeiny (tabliczka czekolady zawiera jej więcej niż filiżanka kawy!)

(składniki na ok. 12 muffinek)
75 g suszonej żurawiny
2 szklanki mąki pszennej
3-4 łyżki kakao
1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2/3 szklanki cukru
100 g gorzkiej, posiekanej czekolady
80 ml oleju rzepakowego lub słonecznikowego
pół szklanki maślanki, jogurtu naturalnego lub kwaśnej śmietany (jeśli ciasto jest gęste, można dodać trochę więcej)
2 jajka


Wymieszać mokre składniki, powoli dodawać do nich składniki suche (możecie je wcześniej wymieszać - tak podobno trzeba, ale mi się nigdy nie chce). Nie miksować! Ciasto ma być grudkowate. Jako ostatnie dodać żurawinę i czekoladę.
Wypełniać foremki do muffinek do 3/4 ich wysokości.
Piec w temperaturze 200ºC przez ok. 25 minut (do tzw. suchego patyczka).

Smacznego :)




niedziela, 20 stycznia 2013

Tort dużych księżniczek



Kiedy byłam mała, mama upiekła mi na któreś urodziny piękny, księżniczkowy tort. Był w kształcie motylka i był cały różowy. Cały! Była to era przed barwnikami spożywczymi, więc kolor ciasta mama uzyskała wsypując wiśniowy kisiel i budyń.
Dziś "mała księżniczka" jest już duża i raczej nie gustuje w różowych tortach - dlatego zamiast budyniu wiśniowego, dodałam czekoladowy, dodatkowo "przyciemniając" przez dosypanie kakao. Kisiel został wiśniowy.

Całość jest przełożona musem malinowym z wódką (proporcje nieznane) i maślanym kremem czekoladowym.

Proporcje są idealne, jeśli robicie ciasto w tortownicy. Niestety, w moim obecnym mieszkaniu nie ma takich luksusów, więc zrobiłam tort w dużej blasze - przez to mogłam go podzielić tylko na 2 części, a warstwę kremową i owocową musiałam połączyć.

Ciasto:
2 budynie
2 kisiele
1 łyżka mąki pszennej
3/4 szkl. cukru
4 jaja
łyżka cukru waniliowego
łyżka proszku do pieczenia

Cukier i jaja ubijać na parze aż masa zbieleje i zgęstnieje. W oddzielnej miseczce wymieszać suche składniki i delikatnie połączyć je z masą. Piec 25 minut w temp. 180°C (jak podaje przepis: na wolnym ogniu :)).

Krem:
2 żółtka
1 całe jajo
cukier puder
2/3 kostki masła

Żółtka i jajo ubić na parze z cukrem pudrem (sypię zawsze "na oko"; masa powinna być trochę za słodka - wyrówna się to po dodaniu masła). Następnie ubijać chwilę bez pary. Przed dodaniem masła (osobno utartego) wystudzić masę jajeczną (musi być ZIMNA). Wedle własnych preferencji możecie dodać jakiś aromat albo kakao.

Wystudzone ciasto przekroić w poprzek tak, żeby uzyskać 3 blaty. Pierwszy z nich posmarować dżemem, kolejny kremem (dobrze też zostawić trochę kremu do dekoracji - chyba, że wolicie polewę).

Dekorować wedle uznania :)


środa, 16 stycznia 2013

Choinka



Za oknem (i na oknach) kupa śniegu, mróz i takie tam inne zimowe. Wróćmy więc do tematu pierników :)

To, co dziś prezentuję, to nie tylko przepis, co pomysł. Pierniki z których składa się moja choinka są dokładnie takie, jak w TYM przepisie. Cała "filozofia" polega na wycięciu gwiazdek w różnych rozmiarach. Jeśli nie macie aż tylu gwiazdkowych foremek - nie szkodzi. Połóżcie po prostu foremkę na cieście (żeby mieć jakiś wzór), a kształt wytnijcie nożem.
Szczyt choinki zrobiłam z trójkątów (ustawiając je w stożek), ale możecie też po prostu wetknąć w górną warstwę lukru najmniejszą gwiazdkę. Wszelkie inne pomysły również są mile widziane.
Lukier pomiędzy warstwami i na brzegach choinki to też lukier z TEGO przepisu.
Choinka nadaje się na prezent  :)



niedziela, 13 stycznia 2013

Teoretyczne rozważania na temat obiadu


"Ejdetyczny ośrodek firmy artystycznej utworu odkrywamy w wyniku redukcji fenomenologicznej "nieklasyfikowalnego" zjawiska artystycznego."

Z okazji sesji prezentuję przepis na szybki, pożywny obiad. Przypominam niniejszym, że oprócz kawy , energetyków i sesji warto zjeść coś pozywnego. Przed wami: spaghetti szpinakowe z penne zamiast spaghetti (bo przecież nie ma czasu na pójście do sklepu!). 

Ze względu na zawartość magnezu, warto jeść szpinak w okresach wzmożonego wysiłku umysłowego (sesja) czy stresu (sesja). 
Żelaza nie ma w nim co prawda tak dużo, jak przez wiele lat sądzono, ale wciąż jest go sporo (im więcej czerwonych krwinek wyprodukujecie, tym szybciej tlen będzie trafiał do waszych mózgów!). 
Zawarta w szpinaku witamina E opóźnia procesy starzenia. Oprócz niej, w zielonej papce znajdziemy też witaminy: C, B2, B6, K, A i mnóstwo minerałów, których nie wymieniłam, ale które na pewno dobrze wpływają na nasze zdrowie - a na pewno na placebo (również bardzo istotne w okresach nasilonego stresu).

Składniki (3 porcje):
mięso mielone (250-300 g)
cebula
paczka szpinaku (400 g)
śmietana (ok. 150-200 g)
czosnek (~3 ząbki)
pół serka topionego
przyprawy (sól, pieprz, papryka słodka, papryka ostra, bazylia)
pół paczki makaronu

Delikatnie podsmażyć mięso i cebulę, przyprawiając je wyżej wymienionymi przyprawami. Dodać szpinak, serek topiony, a w międzyczasie wstawić makaron. Kiedy szpinak się rozmrozi a serek rozpuści, wycisnąć czosnek i dodać śmietanę. Ewentualnie doprawić jeszcze do smaku solą, pieprzem itd.

Smacznego!



niedziela, 6 stycznia 2013

Muffinki brownies, jak z LO2

 
Pierwsze muffinki, które jadłam, pochodziły ze szkolnego bufetu w moim liceum. Były mocno czekoladowe i wytworzyły w mojej głowie obraz tego, czym powinny być muffiny. Później oczywiście starałam się zrobić je sama - wypróbowałam dziesiątki przepisów, lepszych i gorszych, w końcu wypracowałam własny (kiedyś go zaprezentuję), jednak to wciąż nie było to. Już prawie zapomniałam o Idealnych Muffinach, porzucając poszukiwania TEGO przepisu...

Dwa dni temu postanowiłam upiec brownies. A że mieli przyjść znajomi, pomyślałam, że ładnie będzie się to prezentowało w muffinkowych foremkach. To był strzał w dziesiątkę. Muffinki są dokładnie takie, jakie pamiętam: mocno czekoladowe, "ciężkie", wilgotne, z bardzo chrupiącą skorupką... Polecam!
 
Składniki na 10 muffinek:
100 g gorzkiej czekolady
100 g margaryny
2 jajka
3/4 szklanki cukru
2/3 szklanki mąki pszennej
lekko czubata łyżeczka sody oczyszczonej
opcjonalnie jakieś owoce, orzechy, rodzynki - co będziecie mieli pod ręką

Czekoladę i masło rozpuścić w garnuszku, co jakiś czas mieszając. Lekko przestudzić.

W tym czasie wymieszać resztę składników (oprócz owoców). Kiedy masa czekoladowa nie jest już gorąca, dodać i wymieszać ją z resztą masy. Na koniec dodać owoce.

Napełnić foremki do 3/4 wysokości

Piec w temperaturze 180°C przez około 20 minut. Nie czekać na "suchy patyczek"!

Smacznego!




piątek, 4 stycznia 2013

(Nie)świąteczne pierniki



Większości ludzi pierniczki kojarzą się ze świętami. Zapach korzennych przypraw, dekorowanie (przecież bez okazji się nie chce!), wieszanie ich na choinkę - oto ciasteczkowa kwintesencja Bożego Narodzenia.Ale przecież święta, to tylko kilka dni. Nieważne ile zje się w tym czasie słodyczy - to zawsze za mało! Postulując przedłużenie okresu pierniczkowego panowania na całą zimę (niczym wszak nie ustępują kawie cynamonem czy grzańcom), prezentuję Wam przepis pani Doroty (http://mojewypieki.com) - z drobnymi uwagami.
Niewątpliwą zaletą tego przepisu jest to, że pierniczki są od razu gotowe do spożycia - miękkie, pachnące, pyszne.

Pierniczki:

2 szklanki mąki pszennej
2/3 szklanki mąki żytniej
2 duże jajka
3/4 szklanki cukru pudru
100 g masła (w wersji studenckiej z powodzeniem można je zastąpić margaryną)
5 łyżek miodu
1 łyżka przyprawy do piernika (ilość tę można nieznacznie zwiększyć, ale uważajcie, żeby nie przesadzić ;))
1 łyżka kakao (jeśli dodacie więcej, pierniczki będą ciemniejsze)
1 łyżeczka sody oczyszczonej

Wszystkie składniki wsypać do naczynia, wymieszać i wyrobić. Jeśli ciasto będzie się bardzo kleić, możecie dodać jeszcze trochę mąki.

Posypać blat, stolnicę, czy czego tam używacie mąką. Ciasto rozwałkować... no właśnie. I tu zdania są podzielone :) Autorka przepisu pisze, żeby nie cieniej niż 4 mm. Na podstawie tegorocznych doświadczeń stwierdzam: bez szkody dla smaku i wyglądu pierniczków można rozwałkować ciasto cieniej.

Wykrawać pierniczki (brak foremek nie jest wymówką!). Układać je na blasze w niewielkich odstępach. Piec w temperaturze 180ºC przez około 8-10 minut (w zależności od grubości ciasta można ten czas jeszcze odrobinę skrócić. Studzić na kratce, a jeśli jest Wam bardzo pilnie potrzebna - na talerzu.

Dekoracja:

1. Wersja dla leniwych:
    a) polewa czekoladowa (kupna albo zrobiona samodzielnie - z czekolady roztopionej z masłem lub masła, kakao i cukru)
    b) lukier (wersję podstawową - cukier + woda - proponuję uzupełnić odrobiną masła; lukier będzie wtedy delikatniejszy, nie będzie się tak kruszył)

2. Wersja dla pracusiów albo ludzi z wizją:
    Lukier z białek:
      - białko z jednego jajka
      - szklanka cukru pudru
    Białko ubić na sztywno (można dodać szczyptę soli). Pod koniec ubijania powoli dodawać cukier puder. 
    Jeśli lukier jest za rzadki* (białko białku nierówne), należy dodać więcej cukru pudru. 
    Lukier "nakładamy" za pomocą tego, co akurat jest pod ręką - może to być oczywiście rękaw cukierniczy, ale nadają się również: rożek z papieru do pieczenia, woreczek z odciętym rogiem (dziurka musi być bardzo mała!), strzykawka. Co tylko przyjdzie Wam do głowy :)
    Moja rada: na dekorację zarezerwujcie sobie duuuużo czasu (nie wiadomo kiedy znika).
________________
* sprawdzicie to nakładając odrobinę lukru za pomocą wykałaczki - jeśli się nie rozlewa, to możecie przystąpić do dekorowania :)